Kosmetyki naturalne a organiczne – czym się różnią?
Jest to prawdopodobnie jedno z najczęściej zadawanych pytań w kwestii naturalnej pielęgnacji. Już na samym początku z przykrością muszę wyjawić Wam prawdę. W praktyce na próżno szukać wiarygodnych informacji na ten temat, ponieważ każdy udzieli na to pytanie innej odpowiedzi. Producent kosmetyków wskaże na otrzymane lub wyimaginowane certyfikaty, sprzedawca będzie usiłował wcisnąć największy bubel twierdząc, że jest organiczny, a blogerka zapewni Was o najwyższej skuteczności i niespotykanym dotąd działaniu kosmetyku organicznego, który zwykle w praktyce z kosmetykami organicznymi ma tyle wspólnego, co napis „bio” na opakowaniu. Jaka więc jest prawda?
Nie istnieje ich definicja
Aktualnie definicja kosmetyku naturalnego, jak i kosmetyku organicznego nie została prawnie uregulowana. Oznacza to, że producenci kosmetyków mają w tej kwestii całkowitą dowolność i przez to pojawia się tak ogromna rozbieżność w nazewnictwie kosmetyków. W praktyce kosmetykami naturalnymi nazywane są nawet te produkty, w których ilość naturalnych składników stanowi 1%, a za kosmetyki organiczne uznawane są produkty, które zawierają dużą ilość składników naturalnych w swoim składzie. Jest to pewnego rodzaju nadużycie tych pojęć nagminnie wykorzystywane przez producentów kosmetyków. Warto wiedzieć, że definicję kosmetyku naturalnego i organicznego wprowadzają organizacje nadające kosmetykom certyfikaty, jak m.in. ECOCERT czy NATRUE, jednak definicje te tworzone są na potrzeby danej organizacji i pomimo wspólnych cech, często różnią się od siebie. Na podstawie klasyfikacji przyjętych przez organizacje certyfikujące w uproszczeniu można przyjąć, że kosmetyki organiczne to kosmetyki o najwyższej ilości naturalnych składników, najzdrowsze i najbardziej przyjazne środowisku naturalnemu. Każdy kosmetyk organiczny jest kosmetykiem naturalnym, jednak nie każdy kosmetyk naturalny jest kosmetykiem organicznym.
Nazwa kosmetyku może wprowadzać w błąd
Warto wiedzieć, że użycie w nazwie produktu zachęcających określeń jak: „bio”, „eko”, „green”, „natural”, „organic”, „pure” itp. nie gwarantuje naturalnego składu produktu. Nie można przypisać żadnego z tych określeń ani kosmetykom naturalnym ani kosmetykom organicznym. Żadne z tych popularnych określeń nie podpowie nam jaką ilość naturalnych składników zawiera kosmetyk nimi oznaczony i czy w ogóle takie składniki zawiera.
Kluczowy okazuje się skład
Jeżeli mówimy o kosmetykach posiadających określony certyfikat – możemy sugerować się definicjami i standardami przyjętymi przez daną organizację certyfikującą. Problem pojawia się natomiast jeżeli dany kosmetyk nie posiada certyfikatu, a promowany jest jako kosmetyk naturalny lub organiczny. Czy brak certyfikatu świadczy o niskiej jakości lub braku naturalności kosmetyku? Absolutnie nie! Kosmetyk nieposiadający certyfikatu może zawierać identyczną ilość substancji naturalnych jak ten z certyfikatem. Ilość składników, jak i metody ich pozyskiwania w obu przypadkach mogą być identyczne. Certyfikat może nam jedynie ułatwić rozpoznanie takiego kosmetyku i sprawić, że chętniej po niego sięgniemy. Kluczowy okazuje się tutaj skład INCI, którego nie da się oszukać i który zawsze ujawnia prawdę o ilości naturalnych składników zastosowanych w produkcji kosmetyku.
Podsumowanie
Brak regulacji prawnych wprowadza ogromny chaos w nazewnictwie kosmetyków naturalnych i organicznych, dając jednocześnie producentom możliwość żerowania na niewiedzy konsumentów. Omijajcie szerokim łukiem kosmetyki mające naturę jedynie w nazwie lub w obietnicach producenta na opakowaniu. Mam nadzieję, że dzięki temu artykułowi nikt z Was nie da się nabrać na kuszące slogany reklamowe i kłamliwe zapewnienia o naturalności produktu.
Jeżeli nurtują Was jakiekolwiek pytania dotyczące kosmetyków naturalnych i organicznych, koniecznie zadajcie je w komentarzach, a ja z przyjemnością na nie odpowiem.
22 Komentarzy
Wystarczy opakowanie w kolorze zielonym i napis BIO i już jesteśmy kupieni. Fajny artykuł. Dobrze że wyjaśniasz jak to z tymi kosmetykami jest naprawdę.
Jestem coraz bardziej zainteresowana 😀
Przydałoby się uregulować takie kwestię… bo tysiące ludzi używają naturalnych kosmetyków, które naturalne wcale nie są 😀
Nigdy nie mogłam przekonać się do tych wszystkich „BIO” produktów, a dzięki temu, co napisałaś jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że warto być ostrożnym 🙂 Dla mnie BIO oznaczało wszystkie EKO, naturalne i organiczne. Wrzucałam je do jednego worka, bo nie dostrzegałam różnic. Dzięki za wyjaśnienie 🙂
Chyba jesteśmy skazani na studiowanie składu podanego na opakowaniu. Tylko, kto się zna na tych wszystkich skrótach chemicznych i niechemicznych 😉
Człowiek daje sie ciągle nabrać na chwyty reklamowe, ze bio, naturalne itd. Dobrze, ze zagłębiłaś temat.
Dobre porównanie, do tej pory myślałem, że to to samo 🙂
Fajny tekst! Ja namiętnie czytam etykiety, szukam bio, naturalnych i tak dalej…
Właśnie dlatego zawsze czytam skład i nie naciąga mnie napis bio, czy natural na opakowaniu 🙂
Świetnie że poruszyłaś tą kwestię – teraz na pewno nie dam się nabrać 🙂
Bardzo fajny artykuł. Rzeczywiście stosowanie haseł „Eco”, „bio”, „naturalne” powoduje, że często bez zastanowienia sięgamy po te produkty. Teraz będę bardziej świadoma.
Ja właśnie przez te problemy z nazewnictwem, także bio, czytam składy praktycznie wszystkiego.
Ciekawe… nie wiedziałem że te kwestie nie są prawnie uregulowane…!
Nie wiedziałam. Myślałam, że jest to lepiej uregulowane.
moją bolączką jest właśnie nieznajomość poszczególnych składników. Jak szukam danego kosmetyku to staram się zawsze coś o nim wcześniej poczytać, chociaż nie zawsze się to udaje bo wiadomo, że jak pójdziemy do sklepu i rzuci się nam coś w oko to nie spędzimy tam godziny grzebiąc w telefonie i szukając złotych rad.
Moim zdaniem najważniejsze to właśnie trzymać się czytania składów, a jeśli nie ma się pojęcia – to certyfikatów. Producenci kosmetyków bardzo lubią wprowadzać w błąd, bo zarabiają wtedy więcej kasy na nieświadomych konsumentach. Szczególnie widoczne jest to w przypadku firm, które twierdzą, że nie testują na zwierzętach, a ich kosmetyki są wysyłane do Chin, gdzie testowanie jest obowiązkowe.
Bardzo przydatny artykuł. Ludzie często są manipulowani przez marketingowców etykietami i słówkiem „bio”. 🙂
Rzeczowy wpis. Okropne to jest jak bardzo można manipulować konsumentami dodając kilka słówek na opakowaniu. Ale to niestety analogiczna sytuacja jak z zamieszczaniem „króliczków” sugerujących że kosmetyk jest cruelty free a nie jest.
Kurczę nie znoszę takich namingowyvh manipulacji, ale fajnie, że o tym piszesz, można się mocniej wyczulić.
dzięki za wyjaśnienie! 😀 przyznam szczerze,że nie wiedziałem op tym! 🙂
Składniki, składniki i jeszcze raz składniki, trzeba czytać i sprawdzać. Sporo teraz na rynku kosmetyków naturalnych, więc warto jest się w tym orientować. Sklepy oferują dość szeroki wybór na tym polu: https://ecoandwell.pl/ dlatego tym bardziej dobrze jest wiedzieć, po co się sięga.
Dodaj komentarz